Trudno o piękniejszy widok niż las jesienią. Kolorowe liście, które niestety za niedługo opadną, przypominają o tym, że natura niezmiennie powtarza swój niezwykły cykl. Na szczęście nie zależy on od rządów, komisji, instrukcji, czy rozporządzeń. Dlatego też wszystko ma tu swój czas i miejsce. Las jest azylem, który uwalnia od stresu, a ten ma bardzo negatywny wpływ na nasz układ odpornościowy. Wybierzmy się zatem na spacer z całą rodziną. Chociaż słońce świeci leniwie, a przyroda zdecydowanie zwalnia, las jest jeszcze pełen skarbów do zdobycia. Dzisiaj o jednym takim…bardzo znanym orzeszku.
Dąb (Quercus). Nie bez powodu jest symbolem mocy, siły i długowieczności. Zarówno jego młode pędy wraz z liśćmi, kora, jak i żołędzie mają właściwości witalne. Te ostatnie, jak jajka wielkanocne były symbolem nowego życia. Może dlatego chętnie stosowano je na co dzień. Robiono z nich kawę, mąkę, nalewki lub jedzono jako przekąski wymiennie z innymi orzechami. Ale żeby móc je wprowadzić do kuchni, potrzebują odpowiedniej obróbki, gdyż większość nie nadaje się do spożycia na surowo przez zawarte w nich garbniki (goryczki-tanina). Żołędzie należy poddać ługowaniu. Polega to na namaczaniu obranych i rozdrobnionych owoców w gorącej wodzie i popiele dębowym, kilkakrotnie wymieniając płyny. Jest to zabieg czasochłonny i wymagający, dlatego można się zaopatrzyć w gotowy produkt np. w sklepie z ziołami. Myślę, że każdy z nas powinien chociaż raz w życiu spróbować siły dębu i zrobić sobie pyszną kawę o orzechowym aromacie lub upiec ciasteczka z maki żołędziowej wymieszanej z pszenną.
Owoce i zarazem nasiona dębu zawierają dużo łatwostrawnej skrobi, która wspomaga proces odchudzania, ponieważ pęcznieje w żołądku i daje uczucie sytości. Zawierają również witaminy z grupy B, zwłaszcza B6. Są też źródłem kwasu foliowego, dlatego kobiety w ciąży też mogą popijać kawę z żołędzi. Można ją też podawać dzieciom, ale uwaga! Dzieci niejadki nie powinny jej pić ze względu na jej sytość, co może doprowadzić do braku apetytu, a my chcemy, żeby jadły, prawda?
Kawa ta wprawdzie nie zawiera kofeiny, ale daje niezłego „kopa”- jak to dąb – ze względu na zawartość węglowodanów. Zawiera też potas, magnez. Jeżeli, ze względu na nadciśnienie lub inne choroby serca nie możemy pić prawdziwej kawy, to zróbmy sobie żołędziówkę. Oczywiście po konsultacji z lekarzem. Jak ją zrobić?
Można tak (przepis 1)
Zbieramy tylko dojrzałe żołędzie – brązowe, nie zielone i nieuszkodzone. Rozbijamy młotkiem i obieramy z łupin. Płuczemy i wrzucamy do garnka. Zalewamy wodą w ilości dwukrotnie większej niż ilość żołędzi. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy ok 5-10 min. Odstawiamy do wystygnięcia na 2 h. Po tym czasie odcedzamy, kroimy możliwie najdrobniej i suszymy. Następnie prażymy na suchej patelni, a na koniec możemy to zmielić w młynku do kawy i gotowe.
Na szklankę wrzątku dajemy 1-2 łyżeczki kawy żołędziowej i gotujemy jeszcze 5 min. Do gotowej kawy możemy dodać cukru (nierafinowanego), miodu lub mleka.
Można też tak (przepis 2)
Jak wcześniej. Rozbijamy młotkiem i obieramy z łupin. Płuczemy i wrzucamy do garnka, ale tym razem zalewamy mlekiem, tak, aby żołędzie były przykryte. Gotujemy na małym ogniu ok 20 min. mieszając od czasu do czasu, bo mleko lubi się przypalić. Po tym czasie większość mleka powinna się wchłonąć i pojawi się przyjemny, kakaowy aromat. Zdejmujemy garnek z ognia i odcedzamy nadmiar mleka. Żołędzie drobno kroimy, wysypujemy na blaszkę i suszymy w piekarniku. Po wysuszeniu, jeżeli jest taka potrzeba mielimy w młynku do kawy.
Smacznego. Kasia Lorenc
P.S.
Krótkie podsumowanie, które potraktujmy jak poradę niemedyczną. Udajmy się do lasu na cudowny spacer z całą rodziną. Chłońmy wspaniałe widoki i ten niepowtarzalny, melancholijny klimat jesieni, bo to ostatnie chwile. Przytulmy się do drzew, a one podzielą się swoją energią. Potem jednak zmieńmy się w bezwzględne i bezlitosne ogry. Nałapmy w lesie trochę tych małych brązowych ludzików, zmielmy je na mączkę i upieczmy z nich chlebek, lub ciasteczka. No wiecie, jak to ogry. Do tego jeszcze ta aromatyczna kawa swojej produkcji. Dacie wiarę? Same cuda.